Dr Zaczyński o epidemii w Polsce: Lepszy lockdown niż tysiące zgonów
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Zaczyński pytany był, dlaczego zdecydował się zostać w Radzie Medycznej przy premierze.
– W 100 proc. utożsamiam się z manifestem kolegów, którzy odeszli z Rady – w czasie pandemii trzeba słuchać autorytetów naukowych i lekarzy. Nie może być tak, że do głosu dochodzą osoby głoszące tezy niezgodne z obecnym stanem wiedzy medycznej – powiedział. – Pozostałem w Radzie, bo nie występowałem w niej jako lekarz czy tym bardziej epidemiolog, którym nie jestem, a organizator z ramienia MSWiA. Moim zadaniem było stworzenie punktu szczepień przeciw COVID-19 i wskazanie, która grupa osób powinna jako pierwsza przyjąć szczepionki – wyjaśnił.
Zaczyński mówił też, że "zwracał uwagę, że dopuszczanie do głosu kilku lekarzy, którzy myślą inaczej niż blisko 200 tys. pozostałych, daje społeczeństwu mylne wrażenie, że takie głosy nie są odosobnione". – Tymczasem tych kilku lekarzy głoszących tezy antyszczepionkowe czy nawet podważających istnienie COVID-19 stanowi taki sam margines, jak sprawcy zawinionych błędów medycznych. Choć w kwestii szczepień istnieje konsensus świata medycznego, zaczynamy słuchać marginesu – dodał.
Blokada miejsc w szpitalach
Pytany o pojęcie długu zdrowotnego wyjaśnił, że "dług zdrowotny wynika nie z pandemii koronawirusa, a zaniedbań w systemie od momentu, gdy opieka społeczna oddzieliła się od Ministerstwa Zdrowia. – Pandemia go tylko uwidoczniła. Obecnie o długu zdrowotnym mówimy w kontekście ograniczenia dostępu do placówek medycznych dla osób z innymi chorobami niż COVID-19. Pacjenci z koronawirusem, często mający choroby współistniejące, które podczas pandemii jeszcze się pogorszyły, blokują miejsca w szpitalach pacjentom "ujemnym", którzy nie zarazili się, bo sumiennie przestrzegają zasad dystansowania społecznego lub się zaszczepili – tłumaczył.
Dodał, że "trzeba mieć świadomość, że ten dług narasta z każdym miesiącem, a średni czas pobytu w szpitalu z powodu koronawirusa urósł z kilku dni podczas zeszłorocznych fal do 14 dni w przypadku pacjentów obciążonych innymi chorobami". Zwrócił uwagę, że "pomocy medycznej może nie doczekać także osoba zdrowa, zaszczepiona, a więc spełniająca normy współżycia społecznego, która wpadnie pod samochód. Karetka może nie dojechać do niej na czas albo nie dowieźć jej do szpitalnego oddziału ratunkowego, bo wszystkie siły będą skupione na wezwaniach do pogarszających się pacjentów covidowych".
"Może czekać nas kryzys"
W ocenie członka Rady Medycznej, "sytuacja jest naprawdę poważna, a zbliżająca się wielkimi krokami fala zakażeń wariantem Omikron jeszcze ją pogarsza".
– Wielokrotnie podkreślałem, że nie wyobrażam sobie tej fali bez 50-proc. wyszczepienia w Polsce – dodał. Jak wyjaśnił, "gdyby nie ono, bardzo szybko nastąpiłby całkowity paraliż ochrony zdrowia. (…) Ale nawet przy obecnym poziomie wyszczepienia może czekać nas kryzys. Przy zwiększonym tempie zakażeń 60 tys. łóżek covidowych, które w czarnym scenariuszu zdecydowało się uruchomić Ministerstwo Zdrowia, zapełni się w zaledwie 2,5 tygodnia".